- To był koszmar, nie umiem o tym opowiadać - na wspomnienie o koszmarnym starciu Pitura zawiesza głos.
Ekskluzywny wywiad potwornie kontuzjowanego piłkarza tylko dla BCC!
Sześć miesięcy temu Przemysław Pitura doznał koszmarnej kontuzji.. Tylko dla BCC Przemek opowiada o wielkim bólu, niepewności i nadziei na to, że kiedyś znów będzie bardzo dobrym piłkarzem. Cały ten czas reprezentant Bez Ciśnień spędził w szpitalu, miał kontakt tylko z najbliższymi, nie odbierał telefonu. W poniedziałkowy wieczór odezwał się wreszcie do nas.
– Cześć. Sorry, że tak długo nie mieliśmy kontaktu, ale ja nie wiedziałem ostatnio, co się ze mną dzieje. Jak ci wstrzykują morfinę, to po niej nawet nie wiesz, co wygadujesz, nie było więc sensu rozmawiać. Ale jestem już w domu, to od razu lepiej nastraja, więc możemy na spokojnie pogadać – rzucił w swoim stylu.
BCC: Czy noga wciąż bardzo boli?
Przemek PituraI: – To jest dramat! Ból jest okropny, kiedy tylko schodzi znieczulenie, musisz jak najszybciej wziąć leki przeciwbólowe, żeby nie oszaleć. Mam ich trzy rodzaje. Za mną koszmarne dwa tygodnie. Miałem cztery operacje, cztery razy mnie usypiano. Straciłem już poczucie pewności, czy to wszystko, co robią lekarze, ma sens. Dręczyły mnie pytania: czy to już ostatnia operacja? Czy ta jest ważna, czy będzie jeszcze ważniejsza?
Bałeś się po prostu, że nie wrócisz do piłki?
– Tak. Cały czas mam w sobie taką niepewność? Nie wiem, jak długo będę dochodził do siebie, kiedy wrócę na boisko i czy będę potrafił grać tak dobrze jak kiedyś.
Oglądałeś film z tego zdarzenia?
– Raz. Było już późno, zasypiałem i jakoś mnie naszło, żeby sobie popatrzeć. Co ja mam powiedzieć, wyglądało to strasznie. Dokładnie tak samo, jak na boisku. Że ja wtedy nie straciłem przytomności... Wiesz, dali mi tyle morfiny, że granica pomiędzy zapobieganiem bólowi a przedawkowaniem była już cienka.
Co było najgorsze?
– Dziesięć dni niepewności. Blokady, usypianie, najgorzej czułem się po tej czwartej operacji. Miała trwać dwie godziny, a przeciągnęła się znacznie. Szprycowali mnie środkami przeciwbólowymi, żona przyszła do mnie potem i powiedziała mi, że z bólu gryzłem poduszkę. Ona też sporo przeszła.
Coś optymistycznego: lekarze mówią, że wrócisz do gry. Dzisiejsza medycyna czyni cuda.
– Tak, mówią, że wrócę do dawnej sprawności, ale ja patrzę na nogę, która wygląda jakby pogryzł ją rekin i zastanawiam się, czy tak będzie na pewno. Wróciliśmy do domu, kupiłem reklamówkę lekarstw. Będę brał zastrzyki w brzuch. To jakaś masakra, przede mną długa i żmudna droga powrotu, chodzenie o kulach, wizyty w szpitalu, muszę być pod stałą obserwacją.
Ale masz cel – wrócić na boisko. Przed tobą inni się z tym zmagali i wygrali: Eduardo Da Silva czy Henrik Larsson czy Marcin Wasilewski.
– Szczerze mówiąc, tamte kontuzje nie były chyba tak koszmarne jak moja. Ale każdy mierzy cierpienie swoją miarą.
To teraz coś z innej beczki, widać, że w czasie kontuzji nie próżnowałeś, zostałeś ojcem. Jak to jest?
- Idzie całkiem dobrze, sama radość!